Jednym z rodzajów kampanii promocyjnej filmu jest masowa produkcja związanych z nim materiałów, tak aby potencjalny widz na każdym kroku atakowany był informacją o premierze.
Pierwszym obrazem, który na kilka miesięcy przed wejściem do kin był już murowanym hitem był „Batman” z 1989 roku w reżyserii Tima Burtona. Kapelusze, koszulki, okulary, plakaty, breloczki do kluczy, nawet zestawy dla dzieci w popularnej sieci fast foodów – wszystko z charakterystycznym żółto-czarnym logiem Człowieka-Nietoperza, dostępne w sprzedaży na długo przed tym, jak sam film trafił do kin.
To były jednak czasy przed powstaniem Internetu. Przykład nowoczesnej kampanii wirusowej, której efektem było niemalże wytapetowanie sieci zdjęciami, plakatami, zapętlonymi wycinakami ze zwiastunów i scenkami z filmu mogliśmy obserwować kilka miesięcy temu. Choć „Avengers” premierę mieli w maju, twarze ich bohaterów, a więc Iron Mana, Hulka, Thora, Lokiego, Czarnej Wdowy i innych od początku roku spoglądały na nas z każdego zakątka internetu, do czego w największym stopniu przyczyniły się portale społecznościowe. Część materiałów przygotowywali sami internauci, część była wypuszczana przez marketingowców i w ekspresowym tempie trafiała na serwisy takie jak 9gag.com czy polski kwejk.pl, a stamtąd za pomocą jednego przycisku na Tablice użytkowników Facebooka. Do tego dochodziły gadżety, a więc buty, stroje i napędy typy pendrive, wszystko stylizowane na tytułowych Mścicieli. Efekt był porażający – „Avengers” na całym świecie zarobili grubo ponad miliard dolarów.
Oficjalna strona filmu Avengers
Źródło grafiki: Marvel Studios
Uważam, że jest to wreszcie powiew nowego trendu. Byłem już zmęczony tymi wszystkimi nudnymi produkcjami, gdzie Indiana Jonesa gra 65 letni Harisson Ford, gdzie dominują wyłącznie efekty specjalne czy też ostatnia częśc Batmana. Mroczny rycerz, który uważam za film przegadany, mało efektowny. Tutaj wszystko jest na swoim miejscu, piękna kobieta, czyli Scarlett Johansson, która zachwyca (wspaniale dopasowany dubbing), dobre zdjęcia w filmie. Bardziej mi się podobał niż Avatar w 3D. Polecam.