Pod pierzyną niegłupich opowieści, rozwijających wyobraźnię, zdolności rozumowania oraz instynkt rywalizacji kryje się rak gier wideo.
Nigdy sam nie skorzystałem z mikropłatności w grach i szczerze mówiąc, nie przeszkadza mi fakt istnienia takowych. Po prostu takie tytuły to może 10% tego, w co gram, zwłaszcza że sieciowe szaleństwa nie są dla mnie. Mikropłatności brutalnie wkroczyły w moje życie użytkownika gier dopiero w chwili, gdy zupełnie nieświadomie zostałem złupiony na 300 złotych. W owym momencie zacząłem dostrzegać w tym kolorowym cyrku zło.
Jest taka gra Pou stworzona przez tajemnicze studio Zakeh, które w rzeczywistości składa się z jednego sympatycznie wyglądającego młodego Libańczyka o nazwisku Paul Salameh. Ów człek firmuje się jako „twórca gier wideo” oraz „zainteresowany w mobile”. Nie śmiem wątpić. Tylko tylko, że to, co kryje się za uśmiechami oraz pogodną fasadą opowieści o kartoflu, którego trzeba myć i ubierać, wydało mi się gorsze niż pornografia, która było nie było jest przeznaczona dla dorosłych, bo obliczone na złapanie na haczyk najmłodszych i wyssanie z nich samych lub ich rodziców sterty pieniędzy.
Teraz posłuchajcie. Sześcioletni wówczas synek grał sobie w Pou na tablecie oraz na moim telefonie. Śmieszne jest to, gdy otrzymuje się powiadomienie od bekającego kartofla, który prosi, żeby wyłączyć światło, bo chce iść spać. Albo mruczy, żeby chwycić za gąbkę i go wyczyścić. Clou całej zabawy stanowi jednak zbieranie monetek potrzebnych do kupowania różnych elementów wystroju życia Pou. Można je zdobywać uczestnicząc w strzelaniu goli albo jechaniu samochodzikiem po wertepach prawie jak w Moon Patrolu. Tyle że ile czasu trzeba na zgromadzenie 1000 monetek potrzebnych do kupienia, dajmy na to, okularów? Kilka godzin? A kupienie ogródka dla Pou za 100,000? To by trzeba chyba orać z miesiąc.
Mi tam nie przeszkadzało, że Pou chodził nagi, no bo kartofel z założenia jest nagi. Ale synkowi przeszkadzało i chciał dla swojego wirtualnego kumpla jak najlepiej. Namówił mnie na zakup za 3 złote, potem za 7. OK, sytuacja wydawała się pod kontrolą. Powiedziałem, że wystarczy i kończymy te zakupy. I oto nagle siedzę sobie przy skrzynce pocztowej, a tu przychodzą mi maile gratulujące dokonania zakupu za 105 złotych, za kolejne 105 złotych i kilku pomniejszych. Na Croma, co tu się wyprawiało? Okazało się, że synek odkrył w telefonie możliwość płatności T-Mobile, bez żadnego hasła, bez zabezpieczeń, możliwych do wykonania w wysokości 300 złotych w skali miesiąca. I kupił sobie parę rzeczy dla Pou, kompletnie nie zdając sobie sprawy, że ja za to zapłacę. Pewnie myślał, że jest jakiś specjalny dzień i rozdają to za darmo. I o ile w normalnym świecie nietrafiony, niechciany zakup można zwrócić, to w tym zbójeckim świecie mikro-mobile-płatności okazało się to całkowicie niemożliwe.
Nie pomogło natychmiastowe odinstalowanie Pou i tłumaczenie, że te cudowne zakupy nie zostały nawet skonsumowane. Paul Salameh nie hańbił się odpowiadaniem na moje maile. Rację, że zostałem oszukany, przyznało mi za to T-Mobile, zwracając połowę zagarniętych pieniędzy. Mam teraz zablokowaną możliwość wykonywania jakichkolwiek płatności przez telefon, synek o Pou dawno zapomniał, ale ja niestety o nim pamiętam. I panie Salemeh, ja panu pokazuję palcem wielkie „nonono” i odradzam prowadzenia podobnych geszeftów. Żerując na dziecięcych marzeniach i zarabiając z tego na swój byt, czynisz pan z siebie podłą istotę. Mam nadzieję, że nie spotkam pana na żadnych targach ani konferencji poświęconej grom wideo, bo jeszcze bym nie wytrzymał i zaczął się z panem szarpać o należne mi pozostałe około 50 dolarów. Bo gry wideo, panie Salameh, w założeniu zawsze przeznaczone były dla dorosłych, świadomych ludzi, którzy dobrze wiedzieli, co robią wrzucają do maszyny ćwierćdolarówkę. Ewentualnie dla ich dzieci, które szły na automaty z czterema pięciozłotówkami od rodziców albo grały za darmo na komputerze. Nie o to chodzi, żeby mniej lub bardziej cwanymi metodami łupić odbiorcę, lecz żeby dostarczać mu zabawę, realizować drogą cyfrową jego marzenia. Wyłudzanie pieniędzy z portfeli rodziców na coś, czego nawet nie można dotknąć, uważam teraz za największą dżumę współczesnych gier wideo.
Źródło grafiki: pixabay.com