Wielka Brytania wcale nie przygasła wraz ze zmierzchem ZX Spectrum pod koniec lat osiemdziesiątych. Szybko znaleźli się nowi mistrzowie.
Bracia Stamperowie sprzedali Ultimate Play The Game lokalnemu de facto konkurentowi. Założona przez Geoffa Browna w Birmingham firma Centresoft szybko nawiązała kontakty ze studiami z USA, zwłaszcza z Datasoftem oraz Access Software. Powstała potrzeba stworzenia osobnej marki do dystrybucji gier i takim właśnie brandem było U.S. Gold. Dzięki tej firmie Albion zobaczył takie produkcje jak Bruce Lee, Zorro czy The Goonies.
Wiedziałem, że w przypadku tej firmy nie należy oczekiwać fikuśnej siedziby, lecz najzwyklejszego magazynu z co najwyżej z przybudówką stanowiącą operacyjne biuro. I właśnie coś takiego zastałem w Duddeston, dzielnicy Birmingham, w miasteczku przemysłowym Parkway liczącym dokładnie dziesięć budynków. U.S. Gold zajmowało ostatnią, najmniejszą halę. Ot, taki kontener do kolekcjonowania big boxów.
Po trzech latach przestrzeń do składowania gier okazała się zbyt mała i trzeba było się przenieść do podobnego w stylu, lecz przeznaczonego dla większych hurtowników kompleksu przy Holford Way. Właściwie na tym należałoby zakończyć ten rozdział. Geoff Brown był czystej krwi handlowcem, importerem, a nie znawcą gier. Karierę zaś zaczynał w sklepie muzycznym Callisto w Birmingham, zarządzanym przez rodzinę Woodroffe.
Woodroofowie rozkręcali growy biznes w West Midlands w czasie, gdy wymienieni wcześniej byli na etapie sprzedawania swoich dawnych mateczników. Mike prowadził wspomniany sklep muzyczny, do którego importował komputery oraz gry firmy Adventure International. Gdy ta upadła, postanowił osobiście zabrać się za produkcję gier wideo.
Adres siedziby, pod którym oficjalnie zarejestrowane było Adventure Soft, brzmiał: Foxes Meadow. To w miasteczku Sutton Coldfield na północny wschód od serca Birmingham. Autobusem jedzie się tam dobrą godzinę, ponieważ dwupodłogowiec błądzi po zaułkach, którymi musi się przeciskać jak wąż. W końcu dotarłem do uliczki, którą podąża się do wskazanego kwartału. Nagle przeskok do innej rzeczywistości – z brudu, betonu i bylejakości samego Birmingham wnika się w świat rodem z Kalifornii. Uliczka wije się powoli, dostarczając widoki luksusowych willi otoczonych równiusieńko przystrzyżonymi krzewami i klombami. „Lisia” dzielnica jest tak zorganizowana, żeby bogacze mieli spokój. Wjazd jest tylko od jednej strony, od ruchliwej ulicy i zwykłych dzielnic oddziela ich zaś odpowiednio gruby pas zieleni.
Dom, w którym powstały Elvira i Simon the Sorcerer znajduje się przy wjeździe do kwartału i przy innych rezydencjach prezentuje się dość skromnie, aczkolwiek też robi wrażenie. Zwłaszcza zieleń, jaką jest otoczony. Nie trzeba bardzo nastrajać wyobraźni, by przy jej pomocy dostrzec chatkę Szymona Czarodzieja.
Simon Woodroffe pracuje w Rare, natomiast jego ojciec jest na emeryturze i doraźnie zajmuje się sprzedażą pudełek z oboma częściami Elviry i Feeble Files. Adresem, jaki podaje, jest skrytka pocztowa w Coldfield. Jednocześnie ani on, ani jego syn, nie chcą mieć wiele wspólnego z przeszłością. Pytania o nią zbywają milczeniem. Nie mam pojęcia, kto zajmuje obecnie ten historyczny dom, aczkolwiek – znając przyzwyczajenie Woodroofów do miejsc – mniemam, że nadal ten sam właściciel.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski