Przypomniałem sobie o nim podczas wizyty w berlińskim Computerspiele Museum. Nazywano go hełmem wirtualnym VFX-1.
Kilka lat temu go nie było, teraz pojawił się w gablocie niczym klejnot Kleopatry… albo może odnalezione po latach złoto III Rzeszy.
Te niemal równe 30 lat temu, gdy VFX-1 się pojawił, nie używało się słowa „gogle”, tylko „hełm”, a w najlepszym razie „kask”. I bardzo słusznie, ponieważ waga ponad jednego kilo nie sugerowała lekkich okularków. Miałem przyjemność trzymania tego czegoś w rękach, a nawet założenia go na głowę i odpalenia Descenta – jedynej gry, jaka w 1997 roku nam wówczas na tym sprzęcie działała. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie, dlaczego tak było, ale ta gra wyświetlała się w monochromatycznym zielonym kolorze. Było wrażenie trójwymiarowości podobne do tego, gdy założy się na oczy okularki z niebieskim i czerwonym szkiełkiem. Hełm trafił do redakcji Resetu, a następnie został przeznaczony jako nagroda w naszym konkursie na najlepszą pracę graficzną.
VFX-1 nie był zbyt przyjemny w użyciu. Po założeniu go na głowę nie zawsze idealnie pasował, co widać we współczesnych filmikach, w których jeden z retro testerów założył sobie na głowę ręcznik czy jakiś szal, żeby sprzęt lepiej przylegał. Hełm wraz z dodanymi słuchawkami powodował, że czuliśmy się jak w masce przeciwgazowej. Wytrzymanie kilku minut było sporym dokonaniem. Trudno sobie wyobrazić kogoś, kto byłby w stanie pociągnąć w wirtualnej rzeczywistości godzinę lub dłużej.
Dzisiaj dowiadujemy się, że na VFX-1 chodził nawet Doom i nie wyglądał wcale źle. Wtedy z jakichś powodów go nie uruchomiliśmy – być może wymagał modyfikacji, a może po prostu nie wiedzieliśmy o tym, że da się to zrobić. Internet dopiero raczkował i informacje nie rozchodziły się wcale lotem błyskawicy. Stało się też jasne, skąd w ogóle ten sprzęt trafił do Polski, gdzie przecież był dostępny w regularnej dystrybucji, kosztując około 4 tysięcy złotych. Otóż firma Forte Technologies, która w wypuściła hardware w 1995 roku, szybko zdała sobie sprawę, że będzie to rynkowa klapa. Mimo że w USA VFX-1 kosztował 600 dolarów – dolar był wtedy po około 4 złote, co pokazuje skalę marży rodzimego dostawcy – nie cieszył się zainteresowaniem. Resztki nakładu wypchnięto do Rosji i okolicznych krajów. Stąd dwa lata po fakcie skosztowaliśmy przebrzmiałej już mody, która na lata odstraszyła nas od VR.
W konkursie Resetu hełm wygrał Jakub Mikus, który następnie został hipnotyzerem. Zapytałem go kiedyś o wspomnienia z przeszłości – pamiętał o hełmie, ale nie chciał się szerzej wypowiadać. Najwyraźniej nie uznawał tego epizodu jako coś, czym należałoby się chwalić.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Mogę się podzielić wspomnieniem w temacie 🙂
Korzystałem z VFX-1 w okolicach 1996 roku. Nie wiem jakim cudem ale miał go na swoim wyposażeniu sklep komputerowo-growy w podbydgoskim Nakle. Razem z kolegami testowaliśmy go w tym sklepie. Był ciężki i niewygodny ale wrażenie robil 🙂 Graliśmy w Dooma (chodził płynnie). Jeśli dobrze pamiętam to w dłoni trzymało się okrągły sterownik z kilkoma (trzema?) przyciskami. Miałem duże problemy z opanowaniem sterowania.