Każdego dnia entuzjaści tajemnic przeczesują dostępne w internecie narzędzia, by odszukać jakikolwiek ślad przeczący oficjalnej historii ludzkości.
Tym razem padło na Argentyńczyka Marcelo Igazustę Jak wielu amatorów posługujących się tak potężnym i dostępnym za darmo narzędziem jak Google Earth, poszukiwał czegokolwiek, co mogłoby zostać pominięte przez wielki naukowy świat. Wcześniej żył odkryciami na Marsie skał przypominających ludzkie twarze i nie będących bynajmniej tymi samymi, które jeszcze w latach 70. sfotografowała sonda Voyager. W 2016 roku na zachód od wybrzeży Meksyku odkrył coś, co wyróżniało się z jednolitej powierzchni Oceanu Spokojnego. Obiekt, który Izagusta wypatrzył ma koordynaty 12 ° 8’1.49 'N 119 ° 35’26.39′ W. Ów punkt oznaczyliśmy na zdjęciu czerwoną strzałką. Przy maksymalnym powiększeniu widać ciemną obwódkę i jasny punkt, poniekąd wystrzeliwujący z jej środka.
Prawdopodobnie to, jak i tysiące innych amatorskich odkryć, uniknęłoby ogólnoświatowej dyskusji, gdyby do akcji nie włączył się miłośnik UFO o znacznie większych zasięgach niż Igazusta – Scott Waring z Tajwanu. Prawdę powiedziawszy, lektura jego filmików na YouTube przyprawia o gęsią skórkę. Ten Daniken na sterydach widział już „miasto kopuł” na jednym z księżyców Urana, dostrzegł na Google Earth mitycznego Krakena, nie wspominając nawet o bazach kosmitów na Marsie. Może czasem jednak potrzeba ekspansywnych wariatów, żeby otrzeć się o prawdziwe Nieznane?
Waring podchwycił temat i rozszerzył znaczenie tego, co odkrył Igazusta. Według niego obiekt na dnie Pacyfiku to albo baza UFO, albo wrak kosmicznego obiektu. Faktyczne rozmiary tego, co odkrył Igazusta są niebagatelne, bo liczą ponad 5 kilometrów podstawy każdej ze ścian. Tyle że kompletnie nie ma naukowego potwierdzenia, że obiekt rzeczywiście posiada w miarę gładkie ściany, a już na pewno, że jego boki – jak chce Waring – mają po 12 km długości. Temu ostatniemu nie przeszkadza to oczywiście w swobodnym snuciu teorii łączącej statki pozaziemskie z azteckimi piramidami.
W 2018 roku odkrycie Igazusty ponownie powróciło na internetowe nagłówki, pewnie także dlatego, że nikt jasno nie zdementował owych rewelacji. Pojawiające się komentarze sceptyków, że to po prostu góry na dnie oceanu, nie wyjaśniają w pełni tego, czym jest biały punkt widoczny na Google Earth. A skoro ciągle jeszcze do akcji nie weszli agresywni internetowi „debunkerzy” ani nie rozległ się rechot naukowców, odkrycie Igazusty może budzić ciekawość.
Film pokazujący lokalizację rzekomej struktury
Źródło grafiki: Google Earth
Tym razem to jednak naturalna formacja, podobnie jak Yonaguni. Po co miano by budową superpiramidę na dnie oceanu? Bo że kontynenty nie przesunęły się aż tak bardzo na przestrzeni ostatnich dziesiątków tysięcy lat, to wiadomo z geologii.