W katolickiej Portugalii miasta noszą czasem nazwy nawiązujące do Ziemi Świętej. Jest Belém, jest i położone na zachodnim wybrzeżu Europy Nazaré.
Miasto znajduje się nad górzystą, malowniczą zatoką. Roztacza się stamtąd pocztówkowy widok, ale trzeba uważać, bo krok za daleko może oznaczać swobody lot przez kilkaset metrów.
Na samej górze Nazaré znajduje się kościół. Nieopodal jego bram sklepikarki handlują suszonymi owocami i cukierkami, turyści podziwiają widok ze skarpy na plażę, zaś wiatr leniwie porusza liśćmi palm. Można się poczuć jak na Monkey Island, a może jeszcze lepiej – jak na wyspie Mélée, stojąc na stanowisku obserwacyjnym.
W środku kościoła Chrystus umiera na krzyżu, a jest to śmierć pokazana w sposób bardzo bolesny, co w ramach przywitania z Nazaré podziwiają wysypujący się z autokarów turyści. Przechodzą obok zdobionych organów, wdychają średniowieczną aurę, myśląc już jednak o tym, że za chwilę zjadą ze skarpy ku Atlantykowi, ku jego złocistym plażom.
Na dole, w knajpach przy głównym bulwarze trwają zapasy z klientem. “Garcon” zjawia się i od razu, jak to w miejscowym zwyczaju, proponuje przygotowanie ryb, których nie ma w menu. Lepiej uważać, bo rachunek za takową ucztę lukullusową również daleko może wykraczać poza standardy. Zresztą, jakie tu obowiązują standardy, gdy człowiek styka się z bezkresnym błękitem. Jeśli chce się uniknąć macania po kieszeni, trzeba zaordynować coś figurującego w menu, na przykład półmisek ryb dla dwojga. W moim konkretnym obowiązywała zasada – im coś mniejsze, tym smaczniejsze.
Drugim oprócz ryb lokalnym przysmakiem są owoce morza. Czemuś dziwnemu znajdującemu się na moim talerzu najwyraźniej oheblowano palce lub macki. Następnie pechowiec został najnormalniej w świecie wybebeszony. Znając tutejsze metody – na żywca. Pozostała naga kość, a w środku strzępki poprzyczepianego do niej kwaśnego mięsa. Lepiej tego nie ruszać, tylko dyskretnie wymknąć się z knajpy i udać do środowiska naturalnego owego biedaka, czyli nad ocean.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Urokiem Nazaré jest to, że do dnia dzisiejszego można tam spotkać rybaków w kraciastych koszulach i kobiety noszące siedem spódnic jednocześnie, które oporządzają ryby z porannych połowów, jak i sprzedają suszone ryby i owoce morze. Z ubiorem rybaków i ich żon wiąże się zwyczaj, który mówi, że żony rybaków miały nakładać codziennie kolejną spódnicę, aż do momentu, kiedy kuter ich męża pojawi się na horyzoncie. Na głównej plaży Nazaré jest wydzielone specjalne miejsce, gdzie porozkładane są siatki, na których suszą się ryby, a wcześnie rano odbywa się tam targ, gdzie można kupić świeże ryby i owoce morze. Nazaré to też charakterystyczne białe, niskie domki z ceglastymi dachami, które wznoszą się na ulicach opadających ku plaży. Warto również odwiedzić w wiosce port rybacki, gdzie możemy zobaczyć rybaków podczas codziennej pracy, a także ścianę na której swój ślad zostawiły załogi statków chyba z całego świata.