North Front Cemetery na Gibraltarze. Po południu poza dwoma ekipami remontowymi ani żywej duszy. A jednak daje się odczuć na plecach zimny powiew historii.
Nekropolia znajduje się w industrialnej dzielnicy Gibraltaru. Wokół jest sporo manufaktur i małych zakładów przemysłowych. To najmniej turystyczny zakątek przylądka. Najlepiej od razu jechać dalej brzegiem Skały, do Europa Point, czyli najbardziej wysuniętego na południe kawałka naszego kontynentu.
Na cmentarzu widać wiele pięknych grobów z odnowionymi tablicami pamiątkowymi. Ukryte są w nich historie prawdziwych ludzi, o których często można przeczytać w internecie, zwłaszcza gdy ich losy splotły się z którąś z wojen. Prawdziwy „spichlerz historii” – jak naucza tablica blisko wjazdu na Gibraltar.
W północno-wschodnim rogu tego miejsca rozpościera się liczący może 20 metrów kwadratowych obszar, na którym pochowani są żołnierze. Ich groby wydają się proste, składają się z białych płyt wbitych w posypaną żwirem ziemię. Wśród nich znajdują się trzy groby ofiar katastrofy gibraltarskiej. Tuż przy siatce odgradzającej lotnisko North Front of nekropolii pochowany jest John Whiteley, obok niego znajduje się grób pułkownika Gralewskiego, zaś kawałek dalej spoczywa Victor Cazalet. Wszystko wydawałoby się normalne, gdyby nie pewien szczegół, którego uświadomienie sobie powoduje zimny dreszcz na plecach. Otóż cały cmentarz wojskowy składa się z ulokowanych bardzo blisko siebie grobów. Odległości między płytami to 5-10 centymetrów. Jedyny wyjątek stanowi grób Jana Gralewskiego, który jest oddzielony od obu sąsiednich o jakieś 40-50 centymetrów, co widać na zamieszczonym zdjęciu. Gwoli ścisłości dodajmy, że na kilkadziesiąt grobów istnieje jeszcze jedna przerwa w innym rzędzie, ale o znacznie mniejszej średnicy i na dodatek przy wyjściu, tak jakby ten grób dodano na sam koniec i nie chcąc zachować asymetrii, osadzono go w równej linii z pozostałymi.
Pomińmy niebywałą, powszechnie znaną pomyłkę, jaką było nazwanie Gralewskiego „pułkownikiem”, podczas gdy w rzeczywistości był on kurierem Armii Krajowej. Przerwa pomiędzy jego grobem a innymi, podczas gdy z dat śmierci wynika, że kolejni, dalej na lewo, byli chowani później, jest czymś podwójnie niebywałym. Rodzi od razu przypuszczenie, że być może w gibraltarskiej ziemi cmentarza North Front spoczywa ktoś jeszcze, kto poniósł śmierć w związku z generałem Sikorskim, a komu historia nie była w stanie wystawić pomnika, gdyż oficjalnie zaginął, lecz gdzieś wypadało pochować jego ciało. Oczywiście, alternatywną wersją jest wiara, że przerwę pomiędzy grobami ofiar katastrofy gibraltarskiej zostawiono przez przypadek, jako jedyną taką nieregularność w całym wojskowym kwartale.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Przypominam, że w 1992 roku agenci Mossadu zamordowali w Warszawie byłego premiera Polski Piotra Jaroszewicza oraz jego żonę. Powodem zabójstwa były dokumenty, jakie posiadał premier zdobyte w 1945 roku w pewnym zamku w pobliżu Zgorzelca, a które jasno wskazywały , że obydwie wojny światowe wywołała rodzina Rothschild z Londynu.
Pokuszę się o drobną refleksję na temat całego zdarzenia z 4 lipca 1943 roku. W czasie, kiedy do wiadomości publicznej dostały się informacje o zamordowaniu przez sowieckich Rosjan ponad 20 tysięcy polskich żołnierzy i oficerów Polska była w sytuacji, w której jedynym atutem naszych sił zbrojnych był zapał do walki. Już nie liczebność polskiej armii była ważna ani jej wyszkolenie, co stanowiło atut w czasie bitwy o Anglię. Churchill mógł wykorzystać potencjał militarny i wiedzę amerykanów oraz brzydko mówiąc mięso armatnie Rosjan i w ten sposób, z czystymi rękami i bez narażania Brytyjczyków mógł prowadzić wojnę w Europie. I taką właśnie politykę chciał prowadzić. Jednak jak wspomniałam Churchill nigdy nie był zwolennikiem wysyłania na wojnę swoich żołnierzy masowo, co bez wątpienia było powszechną praktyką w czasach imperium brytyjskiego, więc nie bardzo wierzę w fakt, iż zgodziłby się on na zamordowanie w jednym samolocie z Sikorskim i jego ludźmi wszystkich członków załogi samolotu – Brytyjczyków – wraz z dwoma członkami parlamentu brytyjskiego i kolejnych dwóch brytyjskich agentów. Mam wrażenie, że w całej sprawie wszyscy zbyt ważną rolę przypisują Sikorskiemu i zapominają o innych ofiarach katastrofy. Jeżeli doszło do sabotażu to na pewno bez wiedzy i bez przyzwolenia Churchilla i jego rządu. Niestety, co stwierdziła komisja prowadząca dochodzenie w 1943 oraz późniejsze w 1969 roku, zabezpieczenie samolotu w czasie postoju w Gibraltarze pozostawiało wiele do życzenia i mogło dojść do umyślnego uszkodzenia samolotu. To czy na pewno tak się stało podejrzewam, iż znalazło się w dokumentach dochodzenia prowadzonego przez służby specjalne. Przecież Wielka Brytania nie mogła przyznać się publicznie do tego, iż na terenie jej bazy wojskowej, tuż pod nosem strażników, jakiś agent podszedł do samolotu niezauważony i coś tam uszkodził. W tej sytuacji politycznej jakiej znajdowała się Wielka Brytania usunięcie Sikorskiego też nie leżało w jej interesie. Sikorski, choć twardo stawiał sprawę to jednak dążył do porozumienia ze Stalinem. Żaden innych Polski polityk w tym okresie nie mógł zastąpić Sikorskiego w tych dążeniach. Jeżeli więc weźmiemy pod uwagę, jakie straty w tej katastrofie poniosła Wielka Brytania to czy nie nasuwa się jednak na myśl, że to raczej nie oni pomordowali swoich ludzi w samolocie i jeszcze jakiś aktorów, agentów polskich i kurierów. Bo i po co? Jakie korzyści ze śmierci Sikorskiego miała Wielka Brytania? To, że ułatwiła Rosjanom zatuszowanie prawdy o Katyniu na kolejne 50 lat? Rosjanie mieli pewnie setki okazji żeby pozbyć się Sikorskiego i prawdę mówiąc to właśnie Rosjanie najpowszechniej stosowali pozbawienie życia jako sposób usunięcia wrogów politycznych. Dlaczego wszyscy oskarżają Brytyjczyków? Tu właśnie pojawia się kwestia możliwości polskiego wojska i służb specjalnych. Polska armia nie miała możliwości sama przeprowadzić takiej operacji. Brak sprzętu, środków łączności, prawdopodobnie brak w otoczeniu Sikorskiego ludzi gotowych do takiego czynu zmusił ludzi szukających sensacji do włączenia w sprawę Brytyjczyków. Wracają do filmu dokumentalnego Generał zauważyć trzeba, iż Baliszewski opowiada o tym ważnym elemencie, jakim jest otoczenie Sikorskiego w sposób nieskładny i chyba bez dostatecznego zdecydowania. W jednym odcinku twierdzi że Sikorski „….nie ma swoich ludzi. Wystarczy zobaczyć z kogo konstruuje rząd.” aby w kolejnej cześć powiedzieć „Sikorski otaczał się ludźmi oddanymi sobie” i w myśl tej idei zorganizował obóz na wyspie Bute. To jak to jest z otoczeniem Sikorskiego? Może jednak jest tam ktoś, kto wykorzystując luki w procedurze zabezpieczenia samolotu, dopuszcza osoby trzecie do samolotu? Ale dowodów na to nie znajdziemy w odtajnionych dokumentach. Możliwe jest też, że takiej osoby nie ma i tu powstaje problem dla sensacyjnych podejrzeń o przyczyny śmierci gen Sikorskiego bo nie ma jak dostać się do samolotu aby tego sabotażu dokonać. Trzeba więc wymyślić sensacyjną teorię o masowym morderstwie i udziale Brytyjczyków bo inaczej nie zaciekawi się opinii publicznej i nie zarobi pieniędzy.
Wielka Brytania UTAJNIŁA dokumenty dotyczące tej katastrofy na kolejne 50 lat (razem na 100 lat, mimo iz wcześniej brytyjski premier obiecał je udostępnić), choć normalnie dokumenty o takiej tematyce utajnia się na lat 30. To też daje do myślenia.
„Kontrowersje dotyczące ostatniej misji i śmierci Gralewskiego.
Z listów Gralewskiego wynika, że 26 marca przebywał w Paryżu w trakcie wyprawy rozpoczętej jeszcze 8 lutego 1943 r. Zatem nie wracał do kraju ani nie wyruszał ponownie w drogę. Na Gibraltar po pobycie w Miranda de Ebro trafił już 22 czerwca.
W tym czasie na Gibraltarze prawdopodobnie pojawiło się czterech polskich kurierów:
– Jan Gralewski, podróżujący po Francji jako robotnik rolny Paweł Pankowski (od 22 czerwca);
– Jerzy Paweł Nowakowski vel Paweł Pankowski vel Pajkowski, vel Pawłowski, vel Bolesław Kozłowski, vel Wiktor Suchy, w Hiszpanii Jerzy lub Paweł Nowakowski, podający się na Gibraltarze za Jana Gralewskiego (przybył w nocy z 2 na 3 lipca);
– Jerzy Miodoński (opuścił Polskę 24 grudnia 1942 r. w towarzystwie Trudy Heim, siostry SS-Obersturmbannführera Güntera Heima, szefa krakowskiej SD, być może na Gibralterze pojawił się jako Pajkowski);
– Pantaleon Drzewicki, właściwie Stanisław Izdebski podający się za 48-letniego kaprala podchorążego broni pancernej i kuriera PPS, który wyszedł z Warszawy 27 marca 1943; jednak jego tożsamości nie był w stanie potwierdzić Zygmunt Zaremba).
Nie jest jasne, czy i który z nich znalazł się w samolocie Sikorskiego i zginął w katastrofie oraz czy i którego z nich oskarżono o spowodowanie śmierci generała, skazano i stracono (w wyniku sądu kapturowego, samosądu?). Według Dariusza Baliszewskiego zamachowiec podszył się pod Jana Gralewskiego i posłużył się jego legendą. Zdaniem Tadeusza Kisielewskiego prawdziwy Jan Gralewski został zastrzelony przez zamachowców, a w grobie z jego nazwiskiem leży brytyjski pułkownik przybyły z Polski. O tym, że Jan Gralewski został zastrzelony, była przekonana jego żona, która dała wyraz swej opinii w książce Niezdemobilizowani.
Utrzymywaniu się powyższych kontrowersji, a także wątpliwości wokół roli prawdziwego Jana Gralewskiego, sprzyja ZANIECHANIE zaplanowanej i opłaconej przez IPN ekshumacji Jana Gralewskiego.”
Gdyby generał przeżył, to Brytyjczycy właśnie dzięki jego zachowaniu uniknęliby wielu problemów, jakich doznali po jego śmierci. Jego następca, gen. Kazimierz Sosnkowski miał odwagę wypomnieć 1 września 1944 r. wiarołomstwo sojuszników. Trudno byłoby oczekiwać takiej postawy ze strony Sikorskiego. Raczej podobnie jak to robił w 1941 r. na polecenie brytyjskie szukałby sposobu na ponowne dogadanie się z Sowietami. To nastąpiłoby jednak raczej dopiero w 1945 r., gdyż Stalin musiał mieć trochę czasu, by stworzyć pozory dla swoich komunistów, że są równoprawnym partnerem dla rządu na uchodźstwie. Wówczas doszłoby najpewniej do porozumienia na zasadzie czechosłowackiej, a nie mikołaczykowskiej, czyli nie sam Sikorski wraca do ojczyzny, lecz cały rząd londyński (po kilku głośnych dymisjach) łączy się z PKWN.