Skoro dwutlenek węgla jest półtora raza cięższy od powietrza, to właściwie dlaczego nie osadza się na samym dnie atmosfery i nie dusi wszelkiego życia na powierzchni?
Wdychanie dwutlenku węgla daje wrażenie, jakby ktoś wlewał nam do gardła płynny ogień. Gdybyśmy mieli z tym do czynienia, na pewno byśmy o tym wiedzieli. W przypadku dwóch cieczy o różnych gęstościach w końcu dojdzie do ich rozwarstwienia, przy czym cięższa znajdzie się na dole naczynia. Tymczasem nic takiego zdaje się nie mieć miejsca w przypadku gazów w atmosferze.
Można by przypuszczać, że owszem dwutlenek węgla zbiera się, ale jest go na tyle mało, że stanowi tylko stosunkowo cienką warstewkę sięgającą nam, powiedzmy, do kostek lub do kolan. Z doświadczenia wiemy jednak, że daje się oddychać nawet tuż nad poziomem morza, o czym świadczą opalające się ciała wczasowiczów na plażach Bałtyku. Można też gdybać, że to nieustanny ruch powietrza, wiatry powstające w wyniku różnicy ciśnień i temperatur, powoduje, iż wszystkie składniki naszej atmosferycznej zupy są ciągle mieszane i dlatego nie dochodzi do rozwarstwienia powietrza. Natomiast są miejsca i pory roku, nawet w naszym pięknym kraju, gdzie powietrze stoi i nie uświadczysz najmniejszego nawet wietrzyku. Mimo to nie słychać w mediach o masowych uduszeniach.
Odpowiedź leży we właściwościach gazów oraz odpowiednio małej wartości siły grawitacji Ziemi. Cząsteczki gazów są ciągle w ruchu i ciągle się zderzają. Są niczym wielki trójwymiarowy bilard, w którym gra się bilami różnej wielkości. Siła kinetyczna tych uderzeń, które przebiegają we wszystkich kierunkach, w szczególności również do góry, jest większa od siły grawitacji. Gazy po prostu same się mieszają w sposób dyfuzyjny, a jak się wymieszają, to trudno je potem oddzielić, w każdym razie grawitacyjnie. Właśnie dzięki tej miłej właściwości Ziemia nie jest przykryta całunem z Co2.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski